Artykuł pochodzi z książki Józefa Białka “Czas Sodomy, czyli zamach na cywilizację”, wyd. WEKTORY. Autor wyraził zgodę na publikację artykułu.
O doktrynie zrównoważonego rozwoju mówi się ostatnio wiele, ale mało kto wie dokładnie, o co w niej naprawdę chodzi. Samo hasło brzmi zachęcająco i jest zgodne z dobrymi wzorcami propagandy, wzbudzając od razu przychylne emocje. „Zrównoważenie” przecież jest czymś pozytywnym, podobnie jak czymś dobrym zdaje się „rozwój”, co widać, jeśli spojrzymy na przeciwieństwa tych terminów: niezrównoważony regres byłby czymś wysoce niepożądanym.
Kiedy spróbujemy dowiedzieć się, co za tym pięknym hasłem się skrywa, dostaniemy kolejne doskonale obrobione propagandowo stwierdzenia, takie jak na załączonym obrazku:
Walka z głodem, odpowiedzialność za środowisko, odpowiedzialna produkcja i konsumpcja, czysta woda i energia, zdrowie i rozwój – czy można się z tym spierać? Oczywiście nie. Jednak takie spiętrzenie wspaniale brzmiących celów powinno budzić pewną podejrzliwość, gdyż przypomina to program polityczny partii obiecującej jednocześnie wzrost wynagrodzeń i zmniejszenie podatków. Wszystko pięknie brzmi, ale oczywiście nie może zostać zrealizowane.
Po co więc głosi się takie kolorowe bzdury? Ta czy inna partia polityczna może w ten sposób próbować zapewnić sobie zwycięstwo w wyborach, na co jednak liczą ci, którzy wdrażając „zrównoważony rozwój”, obudowując go takimi hasłami? Otóż liczą oni na to, że nikt nie zauważy, co naprawdę robią. A robią coś, co niewiele ma wspólnego z głoszonymi hasłami i co z pewno-ścią wzbudziłoby sprzeciw zwykłych ludzi. Pojęcie „zrównoważonego rozwoju” wywodzi się z raportu Światowej Komisji ds. Środowiska i Rozwoju, zwanej też Komisją Brundtlanda, sekretarza generalnego ONZ. Komisja ta w 1987 roku opracowała nowe wytyczne dotyczące rozwoju świata, zaprezentowane w całości podczas Szczytu Ziemi w 1992 roku w Rio de Janeiro. Same idee raportu pozornie brzmią nawet konserwatywnie, gdyż przebija z nich troska o przyszłe pokolenia, których dobro nie powinno być poświęcane w imię doraźnych korzyści. W istocie jest to jednak nowa wersja starej dok-tryny globalistycznej, której wyrazem był między innymi raport Klubu Rzymskiego Granice wzrostu, głoszący potrzebę ograniczenia populacji na Ziemi. Kiedy ONZ ostatecznie wprowadziło do obiegu to wyrażenie, zaczę-to definiować je następująco: „Zrównoważony rozwój Ziemi to rozwój, który zaspokaja podstawowe potrzeby wszystkich ludzi oraz zachowuje, chroni i przywraca zdrowie i integralność ekosystemu Ziemi, bez zagrożenia możliwości zaspokojenia potrzeb przyszłych pokoleń i bez przekraczania długookresowych granic pojemności ekosystemu Ziemi’: Znów znajdujemy tu okrągłe hasła w rodzaju integralności i ochrony, cały czas jednak pozostaje pytanie o to, co się faktycznie kryje pod tą propagandową powierzchnią.
Maurice Strong (1929-2015), kanadyski nafciarz, działacz OZN, główny pomysłodawca Karty Ziemi, mówił o sobie: „Jestem ideologicznym socjalistą i kapitalistą w praktyce”. Faktycznie, zarówno w praktyce, jak i teorii, był totalitarystą.
Po wspomnianym już Szczycie Ziemi opublikowano Kartę Ziemi (której współtwórcami byli m.in. Gorbaczow i Rockefeller), w której zawarty został plan działania znany jako Agenda 21, pełen kolejnych ogólnikowych stwierdzeń, z których istotnym było słowo „koordynacja” odmieniane na wiele sposobów, które jest jedynie innym sposobem mówienia o centralizacji i kontroli. W ten sposób powoli wychodziły na jaw prawdziwe cele „zrównoważonego rozwoju”, a więc kontrola ludzi i centralizacja władzy – dwa stałe elementy programu niszczenia cywilizacji łacińskiej, której ważnym elementem jest prywatna wolność. Jak pisze Agnieszka Stelmach w artykule Zrównoważony rozwój – marksistowska zaraza:
Najzamożniejsi tego świata już stworzyli struktury ponadnarodowe i obsadzili je swoimi ludźmi. Po raz kolejny lewicowi filantrokapitaliści, zwo-dząc i oszukując chwytliwymi hasłami o „walce z ubóstwem” i poprawie „ja-kości życia dla wszystkich”, omamili polityków, zwykłych mieszkańców globu, a nawet duchownych, oferując w pakiecie zrównoważonego rozwoju – poza depopulacją, gender oraz wyhamowaniem rozwoju ekonomicznego – mrzonkę o stworzeniu raju, w którym każdemu będzie się dobrze powodzić. (…). Dla filantrokapitalistów, którzy zaplanowali usunięcie złota z systemu finansowego w 1971 r. – a tym samym zainicjowali erę „finansjalizacji” gospodarki – tak zwany zrównoważony rozwój jest od dawna przygotowywaną transformacją, prowadzącą do zapewnienia im kontroli nad zasobami świata i ludnością poprzez system „partnerstw” i zarządzanie ponadnarodowe. Koncepcja zrównoważonego rozwoju opiera się na czterech filarach. Rezolucja ONZ World Summit Outcome Document – 2005 wskazuje na: zrównoważone środowisko, zrównoważoną gospodarkę i zrównoważone społeczeństwo. Z kolei dokument UNESCO z 2001 r., The Universal Declaration on Cultural Diversity podaje czwarty filar, czyli „różnorodność kulturową”, która „jest konieczna dla ludzkości tak samo jak różnorodność biologiczna dla natury”. „Różnorodność kulturowa” jest jednym z korzeni rozwoju, który nie należy rozumieć jedynie w kontekście ekonomicznym, ale także jako środek do osiągnięcia „trwałej jakości życia”, o której ma decydować kasta technokra-tów i sędziów (Agnieszka Stelmach, Zrównoważony rozwój – marksistowska zaraza, WWW. pch24.pl).
25 września 2015 roku ONZ przyjęło jednogłośnie rezolucję Przekształcamy nasz świat; Agenda na rzecz zrównoważonego rozwoju 2030, która była już bardziej szczegółowym planem, określającym sposoby zaprowadzania tej kontroli i centralizacji na poziomie globalnym. Oczywiście po raz kolejny wymieniano do znudzenia wszelkie możliwe szczytne cele, jak walka z głodem i ubóstwem i tym podobne, a więc cele, które stawiał przed sobą początkowo każdy totalitarny reżim (brakowało tylko walki ze śmiercią i uczynienia ludzi nieśmiertelnymi). Jednak rzut oka na cały dokument, w którym projekt ten był zawarty, nie dawał złudzeń, że chodzi o to, aby pewnym siłom decydującym o losach świata zapewnić wstęp-ne poparcie władz wszystkich krajów. Pomoc, obiecywana tym, którzy zechcą wdrażać Agendę 2030, była w istocie łapówką dla polityków, aby nie stawali na przeszkodzie tym, którzy w miejscu do-tychczasowego porządku międzynarodowego zaczną wprowadzać Nowy Światowy Ład.
Ideologia tzw. zrównoważonego rozwoju promuje globalny korporacjonizm, w którym nie chodzi ani o wolny rynek, ani o nacjonalizację gospodarki, ale o jej monopolizację. Celem ideologii zrównoważonego roz-woju jest doprowadzenie do sytuacji, w której cały przemysł, handel i finanse świata znajdo-wać się będą w ręku kilku wielkich grup i instytucji.