Próba nowelizacji ustawy, mającej podnieść dobrostan zwierząt, przyniosła wiele kontrowersji a nawet polityczny kryzys.. W sprawę został zaangażowany autorytet polityczny najwyższej rangi – prezes PIS, Jarosław Kaczyński. Obawiamy się, że dwa ważne problemy zostały w tej propozycji nie do końca przemyślane. Nasz głos traktujemy jako udział w dyskusji na temat kształtowania prawa w Polsce w dziedzinie ochrony zwierząt, w tym szczególnie gatunków, które powierzone są bezpośredniej odpowiedzialności człowieka.
Aby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień czy niedomówień, zacząć trzeba od oczywistej skądinąd konstatacji, że traktowanie zwierząt w sposób zadający im niepotrzebne cierpienie, zarówno w trakcie hodowli jak i w trakcie zabijania jest bezspornie naganne moralnie i wymaga wprowadzenia odpowiednich regulacji prawnych dla zapobieżenia (na ile to tylko możliwe) aktom okrucieństwa. Jest również bezsporne, że ktoś musi kontrolować hodowców zwierząt pod kątem przestrzegania odpowiedniego dobrostanu inwentarza i egzekwować wypełnianie obowiązującego w tym względzie prawa. Jednakże dbałość o rzeczony dobrostan i maksymalne ograniczanie niepotrzebnego cierpienia nie mogą prowadzić do rozwiązań naruszających zdrowy rozsądek lub ogólnie przyjęte normy prawne.
Pierwszą bulwersującą sprawą jest fakt dopuszczenia organizacji pozarządowych do rozstrzygania o sprawach majątkowych dotyczących prywatnej własności. Nie ulega wątpliwości, że właściciel lub zarządca zwierząt odpowiada za ich dobrostan nie tylko przed własnym sumieniem, ale i przed społeczeństwem. Dlatego można dopuścić społeczną kontrolę w tym względzie poprzez udział w inspekcjach organizacji działających na rzecz dobrostanu zwierząt; powinny się jednak one odbywać zawsze z udziałem policji. Co się zaś tyczy prawa odbierania cudzej własności, należeć ono może wyłącznie do służb państwa lub odpowiednich organów samorządowych i nie może odbywać się z naruszeniem ogólnie przyjętych zasad. Jedyną uprawnioną służbą w dziedzinie wyrokowania o niewłaściwym traktowaniu zwierzęcia, lub nieodpowiednich warunkach jego przetrzymywania, powinien być Powiatowy Lekarz Weterynarii. Jawnym złem obecnego zapisu ustawy o ochronie zwierząt i prawnym skandalem jest nie tylko zgoda na naruszanie miru domowego przez organizacje pozarządowe, ale także danie tym organizacjom prawa do stosowania przymusu wobec innych obywateli – w tym przypadku prawa odbierania zwierząt prawowitemu właścicielowi bez wyroku sądowego czy decyzji innego właściwego organu. Rola rzeczonych organizacji w społeczeństwie powinna opierać się przede wszystkim o zasadę subsydiarności (pomocniczości) polegającą w tym przypadku na możliwości powiadamiania odpowiednich organów o nie spełnianiu wymogów dobrostanu zwierząt przez ich właściciela lub żądania natychmiastowej kontroli w przypadku podejrzenia, że sytuacja taka ma miejsce. W wielu wypadkach, po stwierdzeniu nieprawidłowości nie będących przejawem lekceważenia prawa, a wynikających niekiedy z przyczyn nie zawinionych wprost przez właściciela, rozważyć należałoby najpierw pomoc przedstawicieli organizacji społecznych w doprowadzeniu do odpowiednich zmian w prowadzonej hodowli. Wyłącznie w przypadkach stosowania okrucieństwa wobec zwierząt, należy je właścicielowi natychmiast odbierać; jednak o tym powinny decydować i tego dokonywać odpowiednie służby państwa w trybie spełniającym ogólnie przyjęte normy prawne. Interwencja Powiatowego Lekarza Weterynarii powinna odbywać się obligatoryjnie w terminie najkrótszym z możliwych, nie dłuższym jednak niż trzy dni od zawiadomienia o nieprawidłowościach lub podejrzeniu ich zaistnienia.
Warto podkreślić, że Powiatowy Lekarz Weterynarii uzyskał odnośne uprawnienia w równoległej ustawie o ochronie zdrowia zwierząt. Nie ma zatem żadnego powodu do utrzymywania w sprawach ochrony zwierząt i ochrony zdrowia zwierząt dwóch odmiennych rozwiązań prawnych, tym bardziej, jeśli to nowo proponowane wyraźnie narusza zdrowe standardy stosowania prawa. Należy raz jeszcze podkreślić z mocą, że organizacje działające na rzecz dobrostanu zwierząt powinny spełniać w społeczeństwie rolę sygnalistów lub życzliwych pomocników ludzi słabo radzących sobie z doglądaniem zwierząt, nie zaś prokuratorów i egzekutorów prawa.
Druga sprawa dotyczy całkowitego zakazu hodowli zwierząt futerkowych. W tym przypadku pozarządowi aktywiści wskazują, że zwierzęta te hodowane są w warunkach urągających ich dobrostanowi. Polska ma w tej sprawie możliwość pójścia drogą bądź Niemiec, bądź Holandii. Holendrzy zupełnie zabronili hodowli zwierząt futerkowych, w Niemczech natomiast wyraźnie podniesiono standardy hodowli zwierząt futerkowych zapewniające im odpowiedni dobrostan. Spowodowało to, co prawda, że dla wielu hodowców dalsze prowadzenie ferm okazało się nieopłacalne (szczególnie wobec konkurencji nie przestrzegających często odpowiednich standardów ferm azjatyckich), ale nie naruszyło ogólnych zasad i standardów prawa obowiązujących w analogicznych przypadkach.
Można i trzeba pochwalać troskę, zarówno organizacji pozarządowych jak i partii politycznych, o dobrostan zwierząt oraz zaangażowanie na rzecz przestrzegania prawa w tym względzie – to zresztą obowiązek każdego uczciwego obywatela. Pragniemy jednak przypomnieć (w kontekście prowadzonej dyskusji), że w Polsce działała niegdyś Straż Ochrony Przyrody, której celem była społeczna kontrola przestrzegania prawa ochrony przyrody. Straż jednak, istniejąca przez ponad 50 lat, została zlikwidowana pod koniec rządów Jerzego Buzka. Prawnicy Ministerstwa Ochrony Środowiska orzekli wówczas, że legitymowanie obywateli, nakładanie mandatów czy stosowanie przymusu bezpośredniego przez organizację społeczną, a więc poza uprawnionymi do tego organami państwa i samorządów, jest niezgodne z naszym i unijnym systemem prawnym. To kolejny argument przeciwko propozycjom obrońców praw zwierząt, którzy równocześnie głoszą troskę o respektowanie praw konstytucyjnych.
Próba przyjęcia noweli prawa w przedłożonym kształcie nie powiodła się już na poziomie parlamentarnym; jeżeli jednak zostałaby przyjęta przez obie izby, zostanie z pewnością zaskarżona, a następnie odrzucona przez Trybunał Konstytucyjny i skompromituje tylko inicjatorów – jest bowiem jawnie niekonstytucyjna. Równie niebezpieczne jest tworzenie poprzez taką ustawę precedensów uruchamiających lawinę zdarzeń analogicznych, destrukcyjnych wobec państwa prawa.
Polski Klub Ekologiczny, jako organizacja społeczna działająca na rzecz ochrony przyrody i wszelkich form życia, nie może milczeć w sytuacji, gdy jakiekolwiek inne organizacje czy podmioty działające pod sztandarami „ekologii”, próbują rościć sobie tytuł do naruszania zdrowych norm prawa – prowadzi to bowiem zawsze, wbrew składanym deklaracjom, do obniżania rangi, ważnych z ogólnospołecznego punktu widzenia, spraw ochrony przyrody; prowadzi także do – z pewnością „nieekologicznej” – anarchizacji życia społecznego, nie mówiąc o zasadach zdrowego rozsądku. PKE obchodzi w tym roku 40 lat swego istnienia. Zawsze w naszych opiniach stanowiskach odwołujemy się do zasady ..”Plus ratio quam vis”…. Ratio to nauka i fakty, to domena Rady Naukowej Małopolska PKE
Rada Naukowa PKE Małopolska, posiada w swoim składzie wybitnych ekspertów, osoby z doświadczeniem warto w takich sytuacjach i debatach skorzystać z naszego potencjału. Stąd nasz głos w dyskusji.
Przewodniczący Rady Naukowej PKE-Małopolska: dr Zygmunt Fura
Za Zarząd Okręgu PKE Małopolska: Prof. dr hab. Zbigniew Witkowski