Fragment książki Józefa Białka “Czas Sodomy, czyli zamach na cywilizację”

Artykuł pochodzi z książki Józefa Białka “Czas Sodomy, czyli zamach na cywilizację”, wyd. WEKTORY. Autor wyraził zgodę na publikację artykułu.

Ideologia gender i ruch LGBT, podobnie jak ekologizm i feminizm, to tylko narzędzie w rękach ludzi dążących do pełnej władzy. Jeśli wskutek podszeptów ideologów ludzie stają się słabsi, zostają złamani i psychicznie zdeprawowani – to tym lepiej. Słabymi ludźmi łatwiej się rządzi.

Ekologizm i walka z klimatem

Troska o środowisko naturalne nie ma w sobie na pozór nic złego i wydaje się bardziej zgodna z tradycjonalistycznym, konserwatywnym nastawieniem niż z podejściem postępowym rewolucyjnym. Okazuje się jednak, że z każdej, nawet słusznej idei, można uczynić narzędzie walki z tradycyjnymi wartościami. Tak też się stało z troską o przyrodę. Przez stulecia troska ta była wyrazem szacunku wobec rodzimej ziemi, wobec własnego otoczenia i próbą ochrony go przed zniszczeniami wynikającymi z postępu technicznego. W XIX wieku to zwolennicy postępu i lewicy, w tym pozytywiści i marksiści, najbardziej gwałtownie atakowali obrońców natury, oskarżając ich o to, że stają na drodze postępowi, który, jak twierdzili, ma przynieść polepszenie ludzkiego losu. Nie inaczej było w XX wieku, kiedy obrońcy tego, co naturalne i tradycyjne byli wciąż atakowani przez apologetów industrializacji i tego, co nowe. W pewnym momencie jednak, mniej więcej wtedy, kiedy zauważono, że klasa robotnicza nie może już pełnić roli uciskanej mniejszości, o której prawa można walczyć, zaczęto szukać innych rozwiązań. Istotne również były tu badania nad tym, w jaki sposób można manipulować tłumami za pomocą informacji o różnych zagrożeniach. Okazało się, że rządzenie poprzez strach może odwoływać się nie tylko do terrorystów i wrogów demokracji, ale też do sił natury, które nie dają się kontrolować. W ten sposób zrodził się pomysł na zagospodarowanie kwestii ochrony przyrody poprzez manipulowanie ludzkim strachem przed lokalnymi, a zwłaszcza globalnymi kataklizmami.

Rządzenie poprzez strach może odwoływać się nie tylko do terrorystów i wrogów demokracji, ale też do sił natury, które nie dają się kontrolować. Można manipulować ludźmi, posługując się strachem przed globalnymi kataklizmami w rodzaju huraganów, powodzi, globalnego zlodowacenia bądź globalnego ocieplenia.

W latach siedemdziesiątych XX wieku, na fali rewolucji kontrkulturowej w końca lat sześćdziesiątych, zaczęły mnożyć się ruchy ekologiczne, często finansowane przez te same organizacje, które wcześniej finansowały działania związane z rewolucją seksualną, psychoanalizą i tzw. planowanym rodzicielstwem (czyli, mówiąc wprost, polityką proaborcyjną). W 1973 roku powstała w Wielkiej Brytanii pierwsza w świecie partia ekologiczna, a kolejne takie partie powstawały między innymi w Austrii, Belgii, Holandii, Irlandii, Niemczech i Szwecji. Byli „czerwoni”, a więc zwolennicy komunizmu i marksiści, dość szybko stali się „zieloni”, czego przykładem mogą być niemieccy politycy, tacy jak Joshka Fischer oraz Daniel Cohn-Bendit, zwolennik pedofilii znany wcześniej jako „czerwony Danny”.

Daniel Cohn-Bendit (ur. 1946), urodził się we Francji w żydowsko-nie-mieckiej rodzinie. W latach sześćdziesiątych zwolennik radykalnego komunizmu, znany jako „czerwony Danny”, później poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Zielonych. Po latach wyszły na jaw jego pedofilskie skłonności, które ujawniły się w czasie jego pracy w przedszkolu. W jednym z wywiadów pod-kreślał „seksualność dziecka jest czymś wspaniałym” i „uczucie rozbierania przez 5-letnią dziewczynkę jest fantastyczne, bo jest to gra o absolutnie erotycznym charakterze”.

Daniel Cohn-Bendit

W ten sposób naturalną skłonność do troski o środowisko, nie tylko przyrodnicze, ale również tradycyjne środowisko duchowe zastąpiono upolitycznionym i finansowanym przez globalne instytucje ekologizmem czy ekologią. Ruchy ekologiczne z kolei zaczęły uprawiać intensywną propagandę, której ważną częścią stał się atak na tradycyjne wartości, mające być, jak się twierdzi, zagrożeniem dla ekosystemu. Zarazem organizacje ekologiczne wykonywały usłużnie robotę dla wielkich koncernów, pod pretekstem troski o środowisko przeprowadzając rozmaite akcje wymierzone w lokalne społeczności, którym zaczęto wmawiać, że są zagrożeniem dla klimatu. Paradoksalnie, inaczej niż w XIX wieku, teraz troska o środowisko stała się bardzo postępowa. Mechanizm działania ekologizmu jest podobny do feminizmu czy marksizmu. Mamy tu znów podział świata na dobrych i złych: dobrych-ekologów i złych-konserwatystów. Pojawia się też fałszywa świadomość, którą mają wszyscy ci, którzy nie zgadzają się z postulatami ekologów. Stosowane są również psychologiczne metody nacisku i indoktrynacja, mająca wywołać u ludzi poczucie winy z powodu niewłaściwej troski o środowisko. Jednakże cel, podobnie jak w wypadku pozostałych wspo-mnianych nurtów, jest tylko jeden: władza. Ekolodzy, tak jak marksiści i feministki, chcą nakazywać innym, jak mają się zachowywać i jak mają myśleć. Jako wrogowie wolności nie są w stanie zaakceptować sytuacji, w której ludzie mają odmienne od nich poglądy. Najchętniej wprowadziliby terror, jednak nie dysponują odpowiednimi środkami. Pozostaje więc im głośna propaganda, tym skuteczniejsza, że znajduje się wiele globalnych instytucji, mających interes w jej wspieraniu. Trzeba bowiem dostrzec istotę zjawiska. Zarówno ekologizm, jak i feminizm oraz inne tego typu ruchy, są jedynie narzędziami do celu. Ich członkom może wydawać się, że działają samodzielnie, mogą nawet – jako pożyteczni idioci – wierzyć w wyznawane idee. Jednak są tylko pionkami, którymi manipulują dużo silniejsi gracze – ci, którzy dostarczają im środków na ich działalność.

Ekolodzy, tak jak marksiści i feministki, chcą nakazywać innym, jak mają się zachowywać i jak mają myśleć. Są wrogami wolności i nie są w stanie zaakceptować sytuacji, w której ludzie mają odmienne od nich poglądy. Faktycznym zaś celem nie jest żadna troska o środowisko, lecz zdobycie władzy nad innymi.

Tak jak Lenin nie byłby w stanie wywołać rewolucji w Rosji, gdyby nie był finansowany przez Niemców, nie byłby też w stanie utrzymać się z Trockim przy władzy, gdyby nie finansowanie przez Wall Street (co dotyczy też Hitlera), tak też wszystkie ruchy uderzające w fundamenty cywilizacji łacińskiej działają jedynie dzięki temu, że pewne instytucje dostarczają im środków, a pewni politycy – również stanowiący zaplecze tych instytucji – stwarzają im ramy do działania, media zaś służą im jako tuba propagandowa. Od pewnego czasu propaganda ekologizmu skupia się na problemie tzw. globalnego ocieplenia. Warto przy tym pamiętać, że jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych straszono wszystkich globalnym ochłodzeniem klimatu i „nową epoką lodowcową”, która była takim samym narzędziem rządzenia poprzez strach, jak tzw. bomba populacyjna i wzbudzanie lęku przed przeludnieniem bądź wyczerpaniem zasobów ziemskich. Jak widać, nie mamy ani kolejnego zlodowacenia, ani przeludnienia, ani zasoby się wyczerpały, jednak nie jest to istotne. Ludzka pamięć jest krótka, narzędzia propagandowe coraz lepsze, a indoktrynacja na tyle skuteczna, że wielu ludzi faktycznie wierzy w teorie opowiadane przez ekologicznych ideologów.

Twórcami organizacji i partii ekologicznych często byli ludzie zaangażowani w wielki biznes niszczący planetę. Przykładem jest Robert P. Anderson (1917-2007), jeden z założycieli Ruchu Zielonych, który był szefem ARCO (Atlantic Rich-field Corporation), ponadnarodowej grupy naftowej prowadzącej rabunkową gospodarkę polegającą m.in. na wycince lasów. Anderson był również członkiem Komisji Trójstronnej i Grupy Bilderberg.

Robert P. Anderson

Ekologizm, choć walczy z tradycją, wytworzył osobliwy kult Matki Natury określanej w nawiązaniu do starożytnych jako Gaja — Matka Ziemia, mająca być przeciwieństwem chrześcijańskiego Boga Ojca. Ta pseudo-religia wyznawana przez część zwolenników ekologizmu w istocie nie ma nic wspólnego z archaicznymi kultami religijnymi, gdyż ma charakter skrajnie materialistyczny, sama zaś Ziemia (Gaja) nie traktowana jest jako sacrum, lecz czysto instrumentalnie.

Al Gore (ur. 1948), wiceprezydent USA za czasów Clintona, otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla za walkę z efektem cie-plarnianym. W jednym z fragmentów swojej słynnej książki Earth in the Balance z 2007 roku pisał: „na pewnych obsza-rach w Polsce dzieci są regularnie zabie-rane do głębokich kopalni, by odetchnęły od zanieczyszczeń i gazów różnego rodzaju w powietrzu”. W swojej książce (na której zarobił majątek) Gore prorokował o katastrofach klimatycznych, jakie mają nas spotkać w kolejnych latach, takich jak globalne huragany, katastrofalne powo-dzie w Chinach czy pustynnienie wielkich połaci ziemskich. W styczniu 2018 r. Larry Tomczak z Human Are Free sprawdził, ile z najważniejszych proroctw Gore’a się sprawdziło – okazało się, że żadne. Mimo to jednak oszust Gore wciąż uchodzi za guru ekologizmu.

Al Gore

Ekologizm, tak jak inne podobne ruchy, nie mogąc użyć wobec inaczej myślących siły, stara się ograniczać wolność słowa. Postuluje się wprowadzenie do kodeksu penalizacji „kłamstwa klimatycznego”, na wzór kar za głoszenie „kłamstwa oświęcimskiego”. Widoczna jest też presja na naukowców, którzy nie poddają się ekologicznemu lobby i podają zgodne z prawdą informacje. Te zaś mówią, że człowiek ma znikomy wpływ na klimat Ziemi, którego zmiany nie są ani do końca zbadane, ani możliwe do przewidzenia, nie ma wszakże możliwości, aby w wyniku ludzkiej działalności, nawet trwającej tysiące lat, klimat się „przegrzał” bądź „oziębił”).

Michael Shellenberger, jeden z głównych twórców ideologii globalnego ocieplenia i guru ekologów, przyznał się do szerzenia kłamstw. Na łamach szacownego pisma „Forbes” opubliował list (szybko ocenzurowany przez re-dakcję), w którym przepraszał za spowodowanie paniki klimatycznej i wskazywał na powielane przez ekologów kłamstwa. Pisał m.in.:

„Oto kilka faktów, które niewiele osób zna:

  • Ludzie nie powodują «szóstego masowego wymierania>>.
  • Amazonka nie jest «płucami świata».
  • Zmiana klimatu nie pogarsza klęsk żywiołowych.
  • Od 2003 roku pożary na całym świecie zmniejszyły się o 25 procent.
  • Ilość ziemi, której używamy do produkcji mięsa
  • licząc od największego obszaru ziemi wykorzystywanego przez ludzkość – zmniejszyła się o obszar prawie tak duży jak Alaska.
  • Nagromadzenie paliwa drzewnego oraz więcej domów w pobliżu lasów, a nie zmiana klimatu, wyjaśnia to dlaczego w Australii i Kalifornii jest więcej i bardziej niebezpiecznych pożarów.
  • Zanieczyszczenie powietrza i emisje dwutlenku węgla zmniejszają się w bo-gatych krajach od 50 lat. – Przystosowanie się do życia poniżej poziomu morza, uczyniło Holandię bogatą, a nie biedną.
  • Produkujemy o 25 procent więcej żywności niż potrzebujemy, jej nadwyżki będą rosły, nawet gdy świat będzie gorętszy.
  • Utrata siedlisk dzikich zwierząt i ich zabijanie stanowią większe zagrożenie dla gatunków niż sama zmiana klimatu.
  • Paliwo drzewne jest znacznie gorsze dla ludzi i dzikiej przyrody niż paliwa kopalne.
  • Zapobieganie przyszłym pandemiom wymaga więcej, a nie mniej „prze-mysłowego” rolnictwa. Wiem, że dla wielu ludzi powyższe fakty zabrzmią jak „climate denialism”, ale to tylko pokazuje wielkość wywołanej paniki związanej ze zmianami klimatycznymi” (cyt. za wolnemedia.net).

Schellenberger zdemaskował ideologię ekologiczną na łamach wydanej w 2020 roku książki Apocalypse Never: Why Environmenłal Alarmism Hurts Us All.